Adastra XXI 30 wrzesień – 02 październik 2011r.

Aylesford, Kent, Anglia

Andrzej Szostek MIC

Złoży śluby zakonne w zgromadzeniu księży marianów w 1970r. i śluby wieczyste w 1973r. Został wyświęcony na kapłana w 1974r. Przez całą karierę naukową związany był z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim.

Jak żyć w zgodzie z etyką?

            Zostałem poproszony o zabranie głosu w sprawie ważnej i w gronie osób dla harcerstwa, zwłaszcza na obczyźnie, bardzo zasłużonym. Ja sam jestem jednak osobą z zewnątrz – i to zarówno dlatego, że żyję stale w Polsce, a za granicę tylko na krótko wyjeżdżam, jak i dlatego, że w ruchu harcerskim nigdy aktywnego udziału nie brałem. Wiązało się to z rolą, jaką harcerstwu przeznaczono w okresie PRL: rolą wstępnej formacji socjalistycznej, której następnym etapem był ZMS (Związek Młodzieży Socjalistycznej), a instytucją docelową PZPR. Byli oczywiście młodzi ludzie, których fascynowało harcerstwo i którzy nie traktowali ZHP jako „partyjnego przedszkola”, ale wielu chłopców i wiele dziewcząt wolało unikać zideologizowanego harcerstwa, gdzie indziej szukając spełnienia młodzieńczych marzeń zwykle z harcerstwem kojarzonych. Ja też do tego grona należałem. Byłem ministrantem i w ramach tej „formacji” uczestniczyłem w młodzieżowych obozach i tam, pod opieką księży, rozwijałem troszkę niektóre sprawności harcerskie, uczyłem się harcerskich piosenek i zabaw etc. Zabieranie głosu w sprawach dla danego środowiska ważnych przez kogoś z zewnątrz zawsze wiąże się z ryzykiem: łatwo rozminąć się z oczekiwaniami tego środowiska, nie odpowiadać na jego rzeczywiste potrzeby. Mam nadzieję, że chociaż etyka nie jest dziedziną mi obcą. Ośmielam się jednak podjąć próbę odpowiedzi na zadane mi pytanie, ponieważ także głos kogoś z zewnątrz może okazać się interesujący właśnie dlatego, że zwiększa szanse wprowadzenia nowych wątków do toczącego się dyskursu, przełamując standardy i stereotypy myślowe, od których żadne środowisko nie jest wolne.

            Na początku chcę zatrzymać się na sensie tytułowego pytania oraz na powodach, które skłoniły Szanownych Organizatorów „Adastry” do poświęcenia uwagi pytaniu, jak żyć w zgodzie z etyką. Następnie spróbuję wskazać, co sprawia, że dziś, zwłaszcza harcerzom, trudno jest w zgodzie z etyką żyć. Na koniec wreszcie wypada zastanowić się, czy, w jakiej mierze i pod jakimi warunkami harcerstwo może sprostać wyzwaniom współczesności. W tym ostatnim zwłaszcza punkcie dojdą do głosy motywy związane z chrześcijaństwem. Nie muszę dodawać, że całe moje wystąpienie ma charakter szkicowy; pełniejsza prezentacja poszczególnych dotkniętych tu wątków wymagałaby znacznie więcej czasu i miejsca.

§ 1. Znaczenie tytułowego pytania w kontekście współczesnego harcerstwa

            O to, jak żyć w zgodzie z etyką (a raczej: jak żyć moralnie dobrze; etyka jest bowiem teorią moralności, a tu chodzi o sposób życia, a nie o teorię), pytają nie tylko ludzie związani z harcerstwem. W pytaniu tym chodzi bowiem o to, jak „wygrać” jedno jedyne życie, jakie człowiekowi dano; jak uczynić je sensownym i wartościowym. Dobro moralne tym różni się od innych dóbr i wartości, że odnosi się do człowieka jak człowieka – i dlatego rangą swą przewyższa inne osiągalne na tej ziemi dobra. W tym sensie pytanie „Jak żyć?” jest ważne dla każdego i zawsze, zawsze też odnaleźć je można w podtekście wielorakich problemów, przed którymi człowiek staje. Jest ono jednak szczególnie ważne w odniesieniu do młodych ludzi, ponieważ to jest wiek, w którym człowiek – najpierw z pomocą rodziców i wychowawców, a potem coraz bardziej świadomie i na własną odpowiedzialność – buduje kształt swego życia: wyznacza sobie cele, które chce osiągnąć, wybiera kluczowe wartości, formuje własną osobowość. Zrozumiałe więc, że stawiają je sobie i swym podopiecznym instruktorki i instruktorzy harcerscy.

            A jednak pytanie to, postawione jako podstawowa kwestia w ramach zjazdu harcerskich wychowawców, brzmi nieco zaskakująco, można w nim wyczuć moment dramatyzmu. „Jak żyć w zgodzie z etyką?” to kwestia odwołująca się do podstawowych warunków i elementów przyzwoitego życia po prostu: do respektowania przykazań Dekalogu, uczciwości, prawdomówności, wzajemnego szacunku itp. Zaś ideały harcerskie sięgają znacznie wyżej, harcerstwo to rodzaj elity młodego społeczeństwa. Prawo i Przyrzeczenie Harcerskie nie poprzestaje na tych wymogach moralnych, które odnoszą się do każdego młodego człowieka, ale wyraźnie wzmacnia ich rangę i poziom zobowiązania. Harcerz nie tylko powinien być słowny, ale „Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy”. Nie tylko odnosi się życzliwie do otoczenia, ale „w każdym widzi bliźniego, a za brata uważa każdego innego harcerza”. Niektóre komentarze do Przyrzeczenia Harcerskiego jeszcze wyżej wynoszą etos harcerski. W obszernym komentarzu przyjętym przez Radę Naczelną ZHR w 2005 r. czytamy między innymi: „Służbę Bogu i Polsce mamy pełnić całym swoim życiem”. A ta służba Bogu to „codzienna modlitwa, aktywne uczestnictwo we Mszy Świętej, (…) współtworzenie wspólnoty wiernych przez obecność w swojej parafii, (…) rozprzestrzenianie chrześcijańskich ideałów w każdym miejscu i czasie swojego istnienia”. Postępowanie na wzór Zawiszy Czarnego oznacza między innymi „poświęcać się dla honoru swego kraju”, a nawet „wybrać raczej śmierć chlubną niż haniebną ucieczkę”. Harcerza obowiązuje  wręcz „kategoryczny obowiązek radości” – i tak dalej. Harcerstwo to rodzaj zakonu. Jako zakonnik muszę przyznać, że nawet reguły zakonne są bardziej powściągliwe w swych sformułowaniach, niż niektóre wymogi zawarte w tym komentarzu.

            Nie wszystkie organizacje harcerskie cytowany tu komentarz do Przyrzeczenia i Prawa Harcerskiego uznają za obowiązujący; wiem np., że wymóg całkowitej abstynencji od papierosów i napojów alkoholowych jest przez harcerstwo na obczyźnie zastąpiony wymogiem powstrzymywania się od narkotyków. Tym niemniej nadal harcerstwo traktowane jest jako elita, którą obowiązują wyższe standardy moralne, niż przeciętną młodzież. O tym świadczy Prawo i Przyrzeczenie Harcerskie, mundur, organizacyjne struktury, swoisty język itp. Tymczasem w liście zapowiadającym i uzasadniającym tematykę XXI Adastry przeczytałem m. in.: „Obserwujemy zanik wrażliwości w całym świecie – w życiu publicznym i prywatnym na to, co się godzi mówić i czynić. Nasza młodzież uczy się Prawa harcerskiego i składa Przyrzeczenie harcerskie ale otaczający ją świat mediów, internetu, celebrytów i kolegów mówi i robi co innego”. Oto więc problem: czy da się utrzymać – a jeśli, to jak – ideały harcerskie we współczesnym świecie, „który narzuca podejście konsumpcyjne i relatywistyczne, a nie sprzyjające samozaparciu i karności” (jak czytamy w liście zapowiadającym zwołanie XXI Adastry)? Czy szerząc ideały harcerstwa Baden-Powella nie rozmijamy się z realiami dzisiejszego świata? Czy nie zatrzymaliśmy się na takim obrazie życia młodego człowieka, który, być może, był jeszcze atrakcyjny w latach 30-tych XX wieku, ale dziś żyje tylko we wspomnieniach weteranów ruchu harcerskiego, obcy zaś jest młodym ludziom początków XXI wieku – i to obcy tak dalece, że trzeba im raczej przypominać Dekalog, niż roztaczać przed nimi wizję harcerskich ideałów?

            Moim zdaniem ideały te są nadal aktualne, a ich szerzenie bardzo potrzebne, choć trudne i wymagające dobrego rozeznania dotyczącego szans i zagrożeń współczesnego świata.

§ 2. Szczególne zagrożenie: sekularyzm

            Epoka dzisiejsza, jak każda, niesie z sobą wiele wartości i szans rozwoju, trzeba o tym pamiętać. Jeśli tu uwagę skupiam na zagrożeniach, to nie dlatego, jakobym uważał dzisiejsze czasy za gorsze od minionych, ale dlatego, że zagrożenia stanowią dla nas szczególne wyzwanie – i o nich właśnie była mowa w przytoczonych wyżej fragmentach pisma zapowiadającego temat, na jakim skupić ma uwagę XXI Adastra. Także tych zagrożeń z braku czasu nie przedstawię w całym ich – nieco złowrogim – bogactwie, ale zatrzymam się na jednym, które wydaje mi się kluczowe i szczególnie ważne dla diagnozy dotyczącej współczesnego polskiego harcerstwa, także na obczyźnie. Takim zagrożeniem jest, moim zdaniem sekularyzm.

            Rozumiem przezeń taką mentalność, taki sposób postrzegania własnego życia, które zamyka się w obrębie obecnego wieku (hoc saeculum), czyli doczesności. Jest to mentalność charakterystyczna zwłaszcza dla społeczności cieszących się względnym dobrobytem, a my w takiej społeczności żyjemy, niezależnie od właściwego nam upodobania do narzekań. W Polsce, Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie i innych krajach zachodnich cieszymy się długoletnim czasem pokoju (historia nie zna wielu tak długich okresów wolnych od niszczących wojen), korzystamy z dobrodziejstw postępu naukowo-technicznego, otwierają się przed nami coraz to większe możliwości rozwoju materialnego i kariery w obrębie tego świata. W takiej sytuacji człowiek nie tęskni zbytnio za innym światem i innymi wartościami. Bóg i religia przestają być dla niego życiowo ważne. Owszem, wyznaje często jakąś religię, bo to należy do tradycji, w którą się wpisuje i którą żyje, ale tak naprawdę specjalnie się z Bogiem nie liczy. Myśli raczej o karierze, jaką może zrobić, o wygodach, jakie mogą stać się jego udziałem. Nawet, jeśli chodzi do kościoła, to traktuje swe praktyki religijne jako przedmiot swych religijnych potrzeb, które stara się zaspokoić podobnie, jak zaspokaja inne potrzeby: utylitarne, estetyczne, towarzyskie. Doczesny świat dość dobrze wypełnia jego marzenia. Faktycznie żyje etsi Deus non daretur: tak, jakby Boga nie było. Warto wspomnieć, że w dokumencie opracowanym przez Stolicę Apostolską jako wprowadzenie do najbliższego Synodu Biskupów poświęconego ewangelizacji (tzw. Lineamenta) sekularyzm jest wymieniony jako pierwszy z sześciu specyficznych znamion współczesności, aktualny zwłaszcza w społecznościach żyjących w dobrobycie. Dlaczego sekularyzm uznać trzeba za zagrożenie?

            Przede wszystkim dlatego, że pomniejsza samego człowieka, zamykając go w sferze dóbr, które są dlań atrakcyjne, ale jego możliwości i aspiracji nie wyczerpują. Człowiek może osiągnąć na tej ziemi wiele: może zdobyć władzę, uczynić swe życie wygodnym, a nawet komfortowym, cieszyć się uznaniem innych oraz popularnością itp. Ale czy zaspokoi w ten sposób najgłębsze swe pragnienia i aspiracje? Czy majętność, wygoda, władza i popularność to ostateczny, w pełni satysfakcjonujący go cel jego życia? Dopóki nie osiągnie tych doraźnych celów, wydawać się one mogą dlań wystarczające. Gdy jednak ich nie osiągnie (a osiągnąć je, w kontekście rywalizacji, o której niżej, niełatwo), skłonny jest uznać swe życie za przegraną. A nawet, gdy je osiągnie: czy doprawdy uznać może swe życie za spełnione? Czy satysfakcjonuje go to, co ma, a nie to, kim jest? Zatrzymanie się na tej perspektywie oznacza sprowadzenie człowieka do poziomu zwierząt: zwierzęta też dążą do zachowania swego życia i zaspokojenia swych witalnych potrzeb.

            Nieuchronną konsekwencją sekularystycznego pojmowania sensu ludzkiego życia jest podporządkowanie moralności karierze. Owszem, moralność ma niemałe znaczenie. Na ogół warto odnosić się życzliwie do innych, mówić prawdę, być uczciwym itp. Respektowanie tych zasad pomaga osiągnąć sukces, umacnia naszą pozycję w społeczeństwie. Ale bywają sytuacje, w których droga do kariery wymaga kłamstwa, zdrady deklarowanym ideałom, zniszczenia konkurentów. Zasady moralne i cnoty są ważne, ale ich ważność jest względna, podporządkowana sukcesowi, który człowiek pragnie osiągnąć. Dobro moralne przestaje być dobrem nadrzędnym, miejsce nienaruszalnych zasad moralnych zajmuje relatywizm: zasady moralne obowiązują w tej mierze, w jakiej ułatwiają karierę.

Konsekwencją sekularyzmu jest też odrzucenie świętości ludzkiego życia na rzecz jego jakości, czyli rozpatrywanie jego wartości w świetle dóbr i niedogodności, jakie w jego przebiegu można przewidzieć. Jeśli więc poczęta istota ludzka jest obarczona jakimiś schorzeniami, które wróżą jej doznanie wielu cierpień, to lepiej, by jej do urodzenia nie dopuścić. Jeśli zmierzające do schyłku ludzkie życie cechuje przewaga cierpień nad przyjemnościami, to lepiej je skrócić. Legalizacja aborcji i rozszerzająca się tendencja do aprobaty eutanazji jest tej tendencji preferowania jakości życia, a nie jego świętości, wyraźnym znakiem.

Po trzecie, sekularyzm podpowiada, by innych traktować jako rywali aspirujących do nabycia tych dóbr, które przez nas są upragnione. Świat doczesny obfituje w rozliczne dobra, ale aspiracje konsumpcyjne człowieka nie znają granic. Jeśli człowiek upatruje swoją wielkość i wartość swego istnienia w tym, co ma lub może mieć (w płaszczyźnie władzy, dóbr konsumpcyjnych, uznania i popularności), to drugi człowiek jawi mu się przede wszystkim jako konkurent, który dąży do tego zagarnięcia upragnionych przez niego dóbr i zagraża przez to jego samorealizacji. W tym sensie jawi się on jako jego wróg. Można na pewnym etapie traktować go jako sojusznika w walce z innymi, ale jest to sojusz taktyczny, obliczony na skuteczne osiągnięcie zamierzonego celu – i w tym sensie doraźny.

Ostatecznie więc sekularyzm, skoncentrowany na osiąganiu dóbr konsumpcyjnych, prowadzi do samotności – i to zdaje się być jego najbardziej tragiczną i nieuchronną konsekwencją. Droga i mechanizm prowadzący do tej samotności różnie bywa przedstawiany, szczególnie wyrazisty i przekonujący obraz tego mechanizmu przedstawia m, in. film F. Coppoli „Ojciec chrzestny”, cz. II. Warto scenariusz tego filmu prześledzić, pokazuje on bowiem, że samotność ta nie wynika z cech osobowości jego bohatera, ale z dążenia do osiągnięcia pełni władzy i z przerażającej konsekwencji, z jaką cel ów stara się bohater filmu osiągnąć.

§ 3. Szanse i zadania harcerstwa. Znaczenie wrażliwości moralnej

            Czy harcerstwo stanowi odpowiedź na wyzwanie sekularyzmu? Owszem, tak – i to co najmniej w dwojakim wymiarze. Po pierwsze przez to, że oferuje młodym ludziom udział w elitarnej organizacji. Psychologowie i pedagodzy dość zgodnie podkreślają, że dzieci i młodzież szkolna pragną zaangażowania w takie organizacje. Podświadomie czują, że z życiem swoim coś sensownego muszą zrobić i nie chcą go zmarnować na głupstwa. Tęsknią przy tym do jakiejś wspólnoty i pragną w jej ramach rozwijać tkwiące w nich możliwości. Harcerstwo daje im możliwości realizacji tych tęsknot i trudno wręcz przecenić jego znaczenie. Gdy ruch harcerski jest słaby lub wręcz nieobecny, wówczas pragnienie młodych ludzi do wejścia do grupy elitarnej znajdują upust w przystąpieniu do organizacji prymitywnych, nierzadko paramilitarnych, które zachęcają ich do aktywności aspołecznej, niekiedy wręcz przestępczej

            Po drugie, harcerstwo kładzie nacisk na kształtowaniu charakteru młodego człowieka: na to, kim harcerz jest, a nie na to, co posiada lub na jego karierę zawodową i społeczną. To ważne, bo pozwala młodemu człowiekowi dostrzec i rozwijać jego talenty i zdolności, a więc jego osobowość. W tym procesie kształtowania osobowości szczególne jednak znaczenie ma wrażliwość moralna: zdolność dostrzegania drugiego człowieka, jego wewnętrznej wartości i potrzeb. Taka wrażliwość pozwala odnaleźć sens życia i radość w uczestnictwie w człowieczeństwie drugiego, nie zaś jedynie w osiąganiu dóbr konsumpcyjnych oraz pozycji społecznej budzącej respekt (i zazdrość) innych.

            Dotykamy tu najważniejszej sprawy związanej z pytaniem, jak żyć w zgodzie z etyką: sprawy zdolności do radowania się szczęściem innych. Nie na wiele zdadzą się często przypominane zasady moralne, których winniśmy przestrzegać, jeśli za tymi pouczeniami nie stoi swoiste doświadczenie znajdowania satysfakcji i radości z tego, że ktoś inny – także dzięki mnie – ma się lepiej, jest szczęśliwy, patrzy z optymizmem w przyszłość. Takie doświadczenia trzeba najpierw samemu przeżyć, samemu do tej moralnej dojrzałości dorosnąć. Jeśli instruktor lub instruktorka harcerska sama obraca się tylko w kręgu wartości konsumpcyjnych, jeśli myśli z troską głównie lub jedynie o własnej przyszłości i wygodzie – to jego lub jej pouczenia kierowane do harcerzy będą miałkie, podszyte obłudą, a młodzi ludzie mają szczególny „węch” pozwalający im taką obłudę wykryć i z młodzieńczą surowością nań zareagować. Radość z więzi z innymi i ich człowieczeństwem trzeba samemu przeżyć, wtedy „bije” ona poprzez nasze słowa i zachowania, świadczymy o niej nawet bezwiednie.

            Ale takiego przeżywania człowieczeństwa trzeba też młodych uczyć. Dobra konsumpcyjne są łatwe, ich posiadanie daje natychmiastową satysfakcję. Natomiast wejście w życie i przeżycia innych, to proces zwykle długotrwały i nie zawsze przynoszący w efekcie sielankę wspólnego i bezproblemowego radowania się sobą. Pamiętam prowadzoną przed laty w telewizji polskiej akcję „ niewidzialna ręka”. Jej adresatami i poniekąd uczestnikami telewizyjnej gry byli młodzi ludzie, którzy – zawłaszcza w okresie wakacyjnym – starali się dostrzec kłopoty i potrzeby innych oraz zareagować na nie, pozostając w cieniu, nie oczekując zapłaty ani innych form wdzięczności. Mieli tylko przesłać zakodowaną wiadomość do prowadzących tę grę dziennikarzy telewizyjnych meldując, że jakiejś starszej pani wrzucili węgiel do piwnicy, komuś innemu uprzątnęli zagracone podwórko, wrzucili do skrzynki pocztowej zgubiony przez kogoś portfel z pieniędzmi itp. Ale sygnalizowali też swe porażki: ich pomysły bywały chybione, ci, którym chcieli pomóc, reagowali niekiedy złością lub obojętnością. Zasługą prowadzących tę telewizyjną grę było podtrzymywanie młodych w ich ideałach i zapale pomimo takich porażek. To była piękna akcja. Owszem, ci młodzi bohaterowie odczuwali zapewne niemałą satysfakcję, kiedy w telewizji wspominano ich anonimowe wyczyny, ale to pozwalało im doznać tej radości, o której próżno opowiadać, jeśli się jej samemu nie przeżyje.

Myślę, że podstawową odpowiedzią na pytanie, jak żyć w zgodzie z etyką, jest odsłonięcie piękna człowieka; piękna fascynującego i pociągającego pomimo licznych i denerwujących wad, jakimi także jesteśmy – i to ponad miarę – obarczeni. Proste gesty, niekoniecznie anonimowe (zazwyczaj muszą one nosić na sobie „piętno” czyjegoś autorstwa): ustępowanie miejsca starszym, życzliwe wsparcie ofiarowane niesprawnym, pomoc w nauce mniej zdolnym, zastępowanie chorego w jego obowiązkach – pozwalają dzieciom i młodzieży dojrzeć moralnie. „Dojrzeć” ma w języku polskim dwa znaczenia. „Dojrzeć” znaczy „dostrzec to, czego się dotąd nie widziało”, ale znaczy też „stać się dojrzałym, dorosłym”. Oba te znaczenia ściśle się z sobą łączą. Zapewne nie tylko w dziedzinie moralności, ale tam szczególnie wyraźnie widać, że człowiek staje się dojrzały, gdy dojrzy, czego dotąd, zapatrzony zbytnio w siebie, nie widział.

            W tym kontekście pragnę zgłosić małe zastrzeżenie do przywoływanego wcześniej Prawa i Przyrzeczenia Harcerskiego. Mowa jest w nim także o życzliwości wobec innych, o gotowości ofiarnej pomocy potrzebującym; jakżeby inaczej! Ale te jakości moralne traktowane są, podobnie jak inne cnoty (religijność, patriotyzm, umiłowanie natury, wierność itd.), jako cechy „zdobiące” dobrego harcerza lub harcerkę. W centrum uwagi jest on sam (ona sama): nabywa coraz to nowych sprawności zarówno fizycznych, jak i moralnych, osiąga kolejne stopnie w harcerskiej hierarchii, jeśli mu (jej) się to uda, to ma prawo do słusznej dumy. Otóż jest to ideał bliski stoickiej aletheia, tężyźnie moralnej, budzącej podziw nie tylko w starożytności, ale i w kręgu kultury chrześcijańskiej. A jednak trzeba powiedzieć, że innym motywem ludzkich wysiłków jest pragnienie osiągnięcia doskonałości, innym zaś wrażliwość moralna, w imię której reaguje człowiek na potrzeby bliźniego. Miłosierny Samarytanin z Ewangelii wg św. Łukasza nie myślał o sobie i swej doskonałości, ale „wzruszył się głęboko” na widok pobitego i leżącego w rowie nieszczęśnika i przyszedł mu z konkretną i hojną pomocą.

            Oba te motywy nie wykluczają się wzajemnie, raczej dopełniają. Człowiek ma prawo, a nawet obowiązek, doskonalić siebie samego, ale akcenty winny być prawidłowo rozłożone – i to z przewagą wrażliwości na drugiego człowieka oraz jego słuszne potrzeby i oczekiwania. Cała przypowieść Łukaszowa opowiedziana została przecież w kontekście pytania o najważniejsze przykazanie w Prawie Mojżeszowym. To miłość jest „więzią doskonałości”, bo Bóg jest Miłością. I Chrystus porywa nas nie przede wszystkim doskonałością swych cnót, ale tym, że oddał życie za nas, grzeszników, by każdemu przygotować miejsce w niebieskiej Ojczyźnie i do każdego swą pomocną dłoń wyciągnąć. Poszczególne cnoty, których osiąganie chcemy u harcerzy wspomagać, kształtują ich charakter – ale kształtują w znacznej mierze przez to, że stanowią różne formy miłości (ofiarność, wierność, prawdomówność, czystość itp.). Dopiero w tej perspektywie możemy uchronić harcerzy przed pogardą wobec tych, którzy obarczeni są licznymi ułomnościami i wadami, a także przed frustracją, gdy młodemu człowiekowi nie udaje się łatwo osiągnąć harcerskiej doskonałości. Także patriotyzm, tak głęboko wpisany w harcerstwo, nie prowokuje wówczas młodych ludzi do rywalizacji z przedstawicielami innych narodów, ale pozwala ukształtować postawę dialogu, którego fundamentem jest słuszne poczucie własnej (własnego narodu) wartości, a zarazem otwartości na to, co cennego i ciekawego mają do zaoferowania inni.

            Człowiek odnajduje siebie poprzez otwarcie na innych. Oni, a nie dobra konsumpcyjne,  stają się jego szczególnym skarbem. Kto tak potrafi patrzeć na innych, ten odkrywa, że żyć w zgodzie z etyką oznacza koniec końców żyć nie dla siebie. Swoistym zwieńczeniem powyższych refleksji niech będą słowa, którymi kończy się 25 punkt soborowej Konstytucji o Kościele w świece współczesnym: „Człowiek, będąc jedynym na ziemi stworzeniem, które Bóg umiłował dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”.